W tym roku postanowiłam zaskoczyć Pawła walentynkowymi bajglami. Uwieżcie mi, że to był szalony pomysł. Przygotowanie ciasta to pikuś (Pan Pikuś :D), zarabiamy je dzień wcześniej, dajemy mu wyrosnąć i hop do lodówki na całą noc. Najtrudniej było wstać rano, właściwie to w nocy (5 rano to dla mnie w lutym noc) i zacząć przygotowania. Dobrze, że Paweł ma do pracy na 9, bo inaczej strach pomyśleć, którą godzinę ujrzałabym na telefonie.
Po całonocnym leżakowaniu ciasto wyrobiłam, podzieliłam na kuleczki i uformowałam z nich bajgle, dosłownie robiąc w nich dziurę i trochę rozciągając. Nadszedł czas na pobyt bajgli w ciepełku, żeby ciasto mogło sobie przez 1,5 h wyrastać. Tu się zaczęły schody. W kuchni nie miałam miejsca, w dużym pokoju na grzejniku się nie zmieszczą, wizja upadku na podłogę mojego wyrobu i obudzenie wszystkich odwiodła mnie od tego pomysłu. W tamtej chwili jak w „Pomysłowym Dobromirze” zapewne skakał mi taka mała kuleczka po głowie, JEST! Grzejnik przy moim łóżku, tylko jak to tam położyć? Pudełko po butach i misiek posłużyły za rusztowanie i mogłam iść spać, uważając żeby nie przewrócić jakże wymyślnej konstrukcji.
Oczywiście jak już się człowiekowi przyśnie to na całego! Teraz szybko gotowanie bajgli i do pieca, bo czas goni, a jescze trzeba coś do nich włożyć! Postawiłam na dwie wersje. Pierwsza z serkiem chrzanowym, kurczakiem, rukolą i pomidorem, druga z sosem miodowo musztardowym, polędwicą łososiową peklowaną z carnym pieprzem, rukolą i pomidorem.
Jak to w bajkach Disney’a bywa wszystko dobrze się skończyło. Bajgle się upiekły, przyjechał książę i powiedział, że były pyszne. To mi wystarczy.
Bajgle Roztwór Przepis: