Nasze pyszne greckie wakacje

W tym roku obraliśmy za cel naszej podróży Grecję. Piękne krajobrazy, ciepełko i pyszne jedzenie. Wybraliśmy się na ten nasz trip ze Student Travel.

img_4319

Podróż trwała okropnie długo, bo aż 30 godzin. Nie ukrywam, że już pod koniec miałam dosyć, marzyliśmy o kąplieli i położeniu się. Po dotarciu promem do Kavos na Korfu, szybkim odświeżeniu, czekała nas runda obowiązkowa po głównej ulicy największej imprezowni na wyspie. Zmęczenie wygrało i zamiast iść w miasto, poszliśmy w pierzynę. Cóż nasz sen nie potrwał długo… Kto by się spodziewał, że będziemy mieli, aż tylu lokatorów w pokoju. KOMARY, straszne potwory skutecznie uniemożliwiały mi spanie. Paweł tylko co jakiś czas sygnalizował, że coś nad nim lata. Tamtej nocy nabrałam takiej wprawy w ich zabijaniu, że teraz tylko pozostało mi poćwiczyć z chńskimi pałeczkami. Na całe szczęście już następnego dnia wyposażyliśmy się w „kontaktową broń chemiczną”.

img_4337

Korfu to podobno piękna wyspa, ale niestety nie mieliśmy okazji zapuścić się w jej głąb. Licząc na ciekawą wycieczkę fakultatywną, nie organizowaliśmy niczego na własną rękę. Wycieczkę w ostatniej chwili odwołano i nie było już czasu poszukać czegoś samemu. Musieliśmy zadowolić się rejsem na Paxos i Antipaxos oraz tym co Kavos miało do zaoferowania poza imprezami.

14315881_1105358619501749_1768289783_o-1

Całe szczęście znaleźliśmy coś dla siebie. Oprócz miejskiej plaży, choć nie przeludnionej, ale mało intymnej, odkryliśmy piękny zakątek. Trzeba było poświęcić 30 min drogi, żeby do niej dotrzeć, ale warto było.

img_4364

img_4437

Jak człowiek tak pochodzi to robi się głodny, jak robi się głodny to szuka miejsca, w którym można coś zjeść. Najlepiej coś dobrego, a jak jest się w Grecji to koniecznie tradycyjnego, miejscowego. Udało się! The Rose Tree to rodzinna tawerna, trafiliśmy do niej dzięki znakom, które przykuły naszą uwagę. Wyglądały tak jakby wykonały je dziecięce rączki.

Ta tawerna to był strzał w 10, a nawet w 100! Dimitrios, włściciel lokalu to przesympatyczny człowiek. Roztacza wokól gości tak magicznie domową atmosferę, że nie mogłam wyjść z podziwu. Lokalizacja bardzo trafiona, na uboczu przy drodze do ruin klasztoru, cisza i spokój. Żona Dimitriosa króluje w kuchni. Musaka to było cudo, jagnięcina wgniotła nas w krzesła. Pyszne ryby i liście winogron. Domowo i z sercem.

14339223_1105358566168421_955761370_o14285444_1105358599501751_1217087432_o

Żal było wyjeżdżać. Droga powrotna nie przebiegła jednak tak pomyślnie jak chcieliśmy. Przymusowy 5 godzinny postój na granicy serbsko-węgierskiej, korek na Węgrzech i korki w Polsce oraz zawracania i objazdy dały nam 36 godzinny powrót do domu. Zapomniałam o alarmie bombowym w Katowicach. Wakacje pełne niespodzianek!

img_4493

 

img_4695