Majówka, czyli polski koniec świata.

Sobota, ostatni dzień kwietnia. Niby zwykły dzień, czy na pewno? Wszystko zmienia się, gdy wkraczasz do sklepu. Otwierają się drzwi i cóż… armagedon. Nagle wszystkie kasy w Biedronce otwarte. Kolejki ciągną się po lodówki na końcu sklepu. Zakupy wychodzą ponad koszyki.

A Ty, który przybyłeś tu po drobne uzupełnienie swojej lodówki, zaczynasz zastanawiać się nad tym co się wokół ciebie dzieje. Sytuacja skłania Cię do rozmyślań nad sensem ludzkiego życia. Czy my naprawdę nie jesteśmy w stanie wytrzymać jednego dnia bez zapasów, jak na wojnę?

Nie powiem, bo sami jechaliśmy w nocy do Tesco po przyprawę do flaków, ale tylko dlatego, że moja mama nie sprawdziła wcześniej swojego przyprawnika. To była sytuacja awaryjna.Nie byliśmy tam jednak sami. Idąc do sklepu minęliśmy się z 4-osobową rodziną. Matka z córką pchały kosz wypełniony zakupami. W drugim, prowadzonym przez ojca, spało młodsze dziecko.

Przy kasie czekała na nas następna niespodzianka. Kobieta ledwo mieściła zakupy w koszu, starannie układała twardsze rzeczy na spodzie, by kwiaty się nie połamały. Musiała też uważać na ceramiczną obudowę szczotki do czyszczenia toalety. Tak! O północy pani kupowała taką szczotkę!

Cóż my pewnie też dziwnie wyglądaliśmy z jedną przyprawą w kolejce.

Żeby było śmieszniej zakupowe szaleństwo powtarza się w poniedziałek, bo przecież następnego dnia sklepy też są zamknięte.

Czy to wszystko to Nasze dziwactwo, czy może jesteśmy już tak uzależnieni?